Chociaż trochę już umilkły echa tegorocznej Eurowizji i zwycięstwa osoby niebinarnej (swoją drogą bardzo utalentowanej osoby), wkraczamy właśnie w Pride Month, czyli Miesiąc Dumy, gdzie szumnie powinniśmy się solidaryzować z mniejszościami seksualnymi. W czerwcu 1969 roku w klubie Stonewall Inn w Nowym Jorku doszło do zamieszek i moment ten symbolicznie uznaje się za początek walki o prawa społeczności LGBTQ+. No właśnie, ale kto solidaryzuje się najbardziej? Czy w Polsce efekt nie jest odwrotny od zamierzonego? Czy ta flaga osób niebinarnych działa na Polaków jak płachta na byka?
Wyjście z szafy nadal dla odważnych
Ostatnio miałem okazję brać udział w świetnej rozmowie w telewizji na temat coming outu. Sam dokonałem tego już po 40-stce, oczywiste są więc pytania, dlaczego tak późno, co do tego skłania? Jak osoby ukrywające orientację radzą sobie z pytaniami o żonę/męża?
Tak, oczywiście, że wolałbym, aby każdy kto chce wykrzyczeć światu (a przede wszystkim najbliższym), że kocha człowieka tej samej płci, mógł to zrobić jak najwcześniej. Rzeczywistość jednak jest inna. Po prostu się boimy. Boimy się reakcji rodziny, następnie, co powiedzą i jak będą traktować nas współpracownicy. Ja jako osoba publiczna, bałem się tego, co zadzieje się w sieci, zwłaszcza wśród setek tysięcy moich obserwatorów, czy moich uczniów.
Miałem to szczęście, nie wiem do końca dlaczego, że po moim coming oucie jakieś 95% komentarzy, których pojawiły się dosłownie tysiące, to treści wspierające, za które też jestem ogromnie wdzięczny. Zaledwie może 5% stanowiły teksty typowo hejterskie w rodzaju: „pójdziesz do piekła”. Pojawiły się również gratulacje za odwagę. Bo wciąż coming out wymaga odwagi, niestety. Jest to jak przyznanie się do winy i z tym właśnie walczymy na co dzień, aby stało się to normalne. Wszyscy jesteśmy ludźmi i zasługujemy na miłość. Tylko tyle i aż tyle.
Strach przed przyznaniem się do odmiennej orientacji to jest jakiś rodzaj przemocy kulturowej. Geje i często też lesbijki, po prostu osoby LGBT+, mamy poczucie, zwłaszcza w młodości, że jesteśmy wybrakowani. Często dwa razy mocniej pracujemy, żeby uwierzyć w swoją wartość. I teraz kiedy ktoś mówi: „gratuluję ci odwagi”, ja to rozumiem i czuję, że tam jest troska po drugiej stronie, ale jest to rodzaj nieuświadomionej przemocy kulturowej, bo to trochę tak jakbyśmy powiedzieli: „No, witamy w świecie normalnych.” My się boimy. To też chcę podkreślić, że tam jest prawdziwy lęk. Dlatego z doświadczenia mogę powiedzieć, że posiadanie ugruntowanej pozycji zawodowej, finansowej, rozpoznawalność, pomagają w podjęciu takich trudnych decyzji. Decyzji, które podejmujemy z szacunku dla drugiej połowy, by się nie ukrywać, by nie musieć owijać w bawełnę, gdy ktoś nas pyta z kim byliśmy na wakacjach… Ale tak nie powinno być, każdy powinien bez strachu przed napiętnowaniem i odrzuceniem móc się przyznać do bycia gejem czy lesbijką.
Chwyt marketingowy
I tutaj wracamy do tematu Pride Month. Czy robi on swoją założoną robotę wspierania? Obawiam się, że nie do końca. Poruszając się po świecie biznesu, widać, że stała się to chwilowa moda. Tęczowe barwy w logotypach są już memem. Interneuci śmieją się, że wiele firm zmienia barwy na tęczowe w czerwcu, aby później wrócić do zwyczajnych praktyk, że jest to tylko założenie na moment peleryny i nie idzie za tym nic więcej oprócz chęci zarabiania. Pokazania jacy to my jesteśmy postępowi.
I chociaż potrzebujemy wszelkich inicjatyw, które sprawią, że życie osób LGBTQ+ będzie normalne, że społeczeństwo będzie się edukować, stanie się bardziej otwarte, zaczynam wątpić, czy działania marketingowe idą w tym kierunku. A wręcz niestety mają odwrotny skutek. Pojawia się wyśmiewanie, porównywanie tej samej firmy w różnych zakątkach świata, tego, że marki nie walczą o prawa kobiet i mniejszości w krajach, gdzie są one łamane… Jest to wszystko bardzo trudne, skomplikowane i czeka nas wciąż wiele pracy. Uważam, że jest znacznie lepiej, bo młode pokolenie identyfikujące się jako obywatele świata, jest bardziej otwarte i faktycznie rozumie, że każdy człowiek jest inny i ma prawo do szczęścia.
Marzę, aby za zmianą logotypu na tęczowy szło coś więcej, niż tylko chęć marek do wpasowania się w trend marketingowy. Marzę aby każdy miesiąc był ważny dla wspierania drugiego człowieka. Bo koniec końców, wszyscy jesteśmy ludźmi i potrzebujemy siebie nawzajem.
Jakub B. Bączek
Trener mentalny i działacz społeczny
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakub B. Bączek - Trener mentalny Mistrzów Świata i olimpijczyków, właściciel kilku firm, autor ponad 20 książek, sprzedawanych dziś w 17 krajach. Wykładowca studiów MBA na Akademii Leona Koźmińskiego, ekspert telewizyjny, mówca inspiracyjny, regularnie zapraszany do czołowych banków i korporacji.
Twórca Akademii Trenerów Mentalnych™ i popularnych projektów szkoleniowych w Polsce i za granicą. Prywatnie pasjonat podróży, gry w golfa, buddyzmu i czytania książek. Uważa, że marzenia się nie spełniają – marzenia się... SPEŁNIA!
Napisz komentarz
Komentarze